To może pare słów o tym czemu ostatnio nie publikluję żadnych nowych empetrójek.
Nagrywam stosunkowo dużo 'muzyki' cały czas, ale nie są to kawałki.
Powód jest prosty. Pare ostatnich numerów które robiłem pewnie z pięć lat temu ostatnio, z nieco bardziej eksperymentalną strukturę, i za każdym razem kiedy puszczałem go komuś, w którymś miejscu czułem, że nie,
że to powinno iść inaczej, wracałem do domu, wprowadzałem poprawkę, puszczałem następnej osobie, i czułem że nie, jednak poprzednia wersja bardziej by tu pasowała. Zrozumiałem wtedy, że na poletku które próbuję uprawiać (hipnotycznych technotransmisji), celowanie w środek, dopieszczanie numeru tak, żeby w ciągu tych 3 minut przeszedł z punktu A do punktu D poprzez punkty B i C zajmowałoby zbyt wiele czasu jak na wartość numeru.
Nie zrozumcie mnie źle, lubię swoje nagrania, ale też mam świadomość że na typowym party żaden DJ by po nie
nie sięągnął bo też i nie taki jest powód dla którego nagrywam.
Zamiast dopieszczać miks numeru przez dwa miesiące (znam takich), a potem szukać chętnego do przeprowadzenia 'masteringu' (czyt ustawienia kompresora), żeby kwałek był super polished prosto na BeatPorta, postanowiłem całą tą historię z produkcją olać, i po prostu sobie grać w domu wieczorami w ramach rozrywki (nie mam telewizora).
Zdarza mi się wrzucać fragmenty na soundclouda, czasami do jednego numeru zakładam nowe konto, dostaje linka po 2-3 osoby na gadu, może wrzuce na jakieś forum prawie-anonimowo, ale zazwyczaj nie.
Okazjonalnie może mi się zdarzyć wrzucić coś tutaj, ale może mi się zdarzać na fejsie.
A skoro już przy temacie to ostatnia wgrywka tu:
Przeopwiednie webbota alta na 2007-2009 mówiły o pewnym procesie który dziś zaobserwować już można gołym okiem. To proces rozdzielenia, rozplotu częsci społeczeństwa korzstającego z róznych metod czerpania wiedzy o otaczajacej je rzeczywistosci. W ogólnosci prowadzi to do atomizacji w której lista adresowa naszego czytnika rss definiuje zakres spraw o których wiemy, calą resztę faktów i iluzji pozostawiając poza naszym horyzontem poznawczym co zresztą jest konieczne biorąc pod uwagę wykładniczy wzrost ilości potencjalnie interesujacych informacji.
Pierwsza, najbardziej wyrazna przepascia jest ta ktora tworzy sie pomiedzy mlodymi ludzmi korzystajacymi z internetu a starszymi korzystajacymi glownie z dwudziestowiecznego wynalazku telewizji. Oczywiście linia podziału nie przebiega w poprzek kalendarza, to takie uproszczenie poznawcze. Poza tym internet to przeciez nie jest jeden skupiony punkt, wiec zeby pokazac idee wyobaźmy sobie Jasia urodzonego w latach 90. Jasiu miał dostep do internetu zanim zaczął sie interesować slowem pisanym. Potrafi robic kilka rzeczy naraz w paru oknach. Posiada konta na kilkunastu serwisach, zalozone na zmyslone nazwiska. Jego kontakty z innymi ludzmi poprzez sieć sa fragmentaryczne I rozproszone ale w razie potrzeby potrafi wejść w budowane ad hoc nomadyczne strktury.
Załóżmy, że Jasiu interesuje się przyszłością ludzkości, i trochę już przeczytał na temat ułamkowego systemu rezerw (wpędzjacego jak choroba cywilizowany swiat w dług wobec bankierow)‚ i paru innych spraw. Janek zaczyna sobie zdawac sprawe z różnic pomiędzy opiniami z którymi styka się podczas spacerów światłowodowymi tunelami cyberprzestrzeni, a opiniami jakie w towarzystwie znajomych jako rodzicow uchodzą za oczywiste fakty z którymi dyskutować nie należy, jesli nie che się być wziętym za xxx (wstaw epitet). Kto próbuje się spierać z dominującym w TV paradygmatem jest sygmatyzowany jako ekstremista, hipis, anarchista, terrorysta i pare innych. A przecież nie o to chodzi.
Różnice światopoglądowe są w dużej mierze subiektywne i trudno je mierzyć ale łatwo mierzalnym parametrem jest coverage medialny jaki dostają poszczególne wydarzenia. Pisałem już o sztucznym powodowaniu zainteresowania bzdurami (afera z krzyżami była winą mediów a nie ludzi religijnych), a teraz podam przykład na pomijanie.
15 maja grupa Jasiów zorganizowała się przez internet by rozpocząć pokojowy protest w związku z ciężką sytuacją kraju (20% bezrobocie / 30% wśród młodych, dług publizny) przed wyborami. Entuzjazm populacji zainspirowanej rewolucjami w krajach Arabskich zgromadził się na placach w 84 miastach w Hiszpanii od 80 000 do 300 000 ludz (zależnie od szacunków).
.
Na bieżąco o akcji informują użytkownicy twittera używając tagu #spanishrevolution.
Z kolei dzisiaj swoje podejście demonstrują grecy używając analogicznego taga #greekrevolution.
W chwili gdy piszę te słowa na drugim ekranie leci na żywo strumień z protestów jakie dzisiaj odbywają się w #grecji. Jeden z linków z twittera zaprowadził mnie do strony z streamingiem na żywo obrazu z jednej z kamer - nie wiem czy patrzę na skrzyżowanie w atenach czy w innym państwie ale w kadrze kamery mieści się około tysiąca osób i około 50 policjantów blokujących kodronem jedną z dróg. Ludzie chodzą tam i spowrotem, jest w miare spokojnie ale czuć niepokój. W ciągu paru dni okaże się czy i kiedy rozejdą się do domów, ale na pewno na tym się nie skończy. Portugalia Irlandia Grecja Hiszpania jako najbardziej zadłużone państwa są pierwsze na liście ale, na co zwrócił mi uwagę jeden z Anonimowych rozmówców wczoraj - nie ma w tej chwili państwa które nie byłoby poważnie zadłużone. Gdzie są te pieniądze? Na streamie z grecji przed sekundą zaczeli się bić. Na razie demonstranci między sobą, pojawili się kolesie z metalowymi pałkami, policja nie interweniuje ale właśnie ktoś odpalił świecę dymną w tłumie. Być może to prowokacja, żeby udowodnić że protestujący nie byli pokojowi?
Nie chcę teraz wchodzic za głęboko w istotę rewolucji, sens, przyczyny i skutki protestu 15M i podobnych to temat na osobne opracowanie, i przyznam że nie wiem jeszcze na ten temat dość by o tym pisać, ale furię wywołuje we mnie fakt, że w Polskich mediach ze swiecą szukać choćby wzmianki o tym że takie procesy się odbywają. Wciaż ważniejsze jest kto jak kogo nazwal. Na świecie dzieją się właśnie TERAZ wydarzenia które ukształtują świat na następną dekadę. A Ty o tym nie wiesz. Ufasz że twoje serwisy podające świeże opakowane newsy poinformują cię w porę jakby działo się coś naprawdę ważnego?
Czy 300 000 ludzi pokojowo demonstrujących za demokracją a przeciwko rządom pieniądza jest mniej ważne niż 'Kalisz: Ziobro wykorzystywał słabość i zależność Kaczyńskiego'
czy 'Gowin o poparciu PO dla Sierakowskiej' (czytam aktualne nagłówki)? Czy informację zjadł PAP? A może Reuters jej nie przekazał więc skąd polscy dziennikarze mieliby się dowiedzieć? Może temat jest za mało nośny? W końcu nikt nie zginął? Żadna znana z ekranów morda nie popisała się nowym sposobem na obrażenie przeciwnika? Skandal.
Oglądam stream z grecji dalej - zaczynają się zamieszki. Jest dopiero południe a już latają pierwsze kamienie. Czy to dlatego nic się o tym nie mówi? Żeby było bezpieczniej? Żeby nie podsuwać głupich pomysłów motłochowi? Nie jestem wbrew pozorom zwolennikiem wychodzenia na ulicę bez powodu, ale coś jednak się dzieje. Na TVN24 nic, na gazeta nic, na wp nic, na onecie nic. Siedz cicho i czytaj dalej o rozstępach na udach tej czy tamtej, jakby działo się coś ważnego to ci powiemy. W tym czasie policja pacyfikuje pokojowe protesty ale siedz cicho, to jest daleko od ciebie, na drugim końcu świata na pewno wolisz żebyśmy opowiedzieli ci więcej o tym jak posłanka H piła w pociągu alkohol, przecież to ważniejsze.
A może to naprawdę jest ważniejsze. Ignorujmy protesty daleko od nas, wystąpmy z Europy i żyjmy ze sprzedaży ziemniaków i cukru. A może sprawdź czy jakieś nowe lolcaty się pojawily?
Ps. Na poparcie tezy o prowokacji w celu obrócenia manifestacji niezadowolenia w bunt który należy stłumić - na tym filmiku widać moment ładowania metalowych prętów którymi atakowała pierwsza agresywna grupa - zaraz obok funkcjonariuszy w mundurach http://www.sport-fm.gr/videos/1022718.
PS2. Dopiero gdy zaczęły dymić swiece dymne pojawiły się newsy na onecie - rozróba to już temat na artykuł, pokojowy protest w imieniu demokracji jest za mało medialny. Z pobić pokojowych uczestników demonstracji przez policje jeszcze by się coś może dało zrobić ale to delikatny temat, a żeby wyjaśnić czemu sytuacja w europie idzie w taką strone w jaką idzie to za dużo roboty. Przecież żeby zrobić z tego materiał trzeba by zaprosić ekspertów od tłumaczenia o co chodzi, może jakaś debata, konkurs smsowy: czy lepiej ciąć wydaki i ograniczać dług kosztem wielu chudych lat, czy walczyć o social służbę zdrowia i edukację tak długo jak rząd dysponuje jeszcze jakimiś wyspami do sprzedaży. Taki materiał zmuszałby jednak do myślenia a wtedy trudniej się sprzedaje sloty na reklamy proszków do prania.
Ps3. Ze świecą szukać telewizji która zaprosi eksperta szczerego na tyle żeby powiedzieć : wasz świat konsumpcji się kończy, dobrobytu jaki mamy teraz nie da się utrzymać wiele dłużej. To znaczy można, ale jedynie kosztem czegoś, kosztem średnich, kosztem biednych, i kosztem najbiedniejszych, którzy oczywiście idą na pierwszy ogień bo nie mają jak się bronić. I nie bardzo są alternatywy niestety - możemy jedynie kurczowo trzymać się tego zo jeszcze zostało - a nuż wystarczy na jeszcze 50 lat i niech się martwią następni. Oficjalnie przecież wzrost PKB trwa w najlepsze.
Post z 2011 ale dodalem jako 2010 bo nie dość ciekawy na newsa. ale skoro to czytasz to musi być conajmneij 2011. Przed chwilą wkleiłem fragment tekstu z datą wczorajszą, niech będzie to elementem gry z czasem.
Zdaję sobie sprawę że są ludzie którzy wcią to czytają (średnio 35 osób dziennie, 1/2 z Polski, 1/5 z usa, 5% z UK, 4.8% z Chin, 4.1% z Rosji. Niech mi ktoś powie o co tu chodzi.
Zajrzałem także przed chwilą kto w zasadzie wchodzi, i teraz niech ktoś uspokoi paranoika we mnie. .
Nieco niżej na liście mamy także inne adresy IP, większość ucieka po obejrzeniu strony startowej, wiele osób klika we flasha raz wybierając język, a ucieka potem, i wreszcie jedna piąta kilka jeszcze jeden link zanim pofunie gdzie indziej. Co któraś osoba skusi się na przejrzenie paru innych stron i linków. Nie namawiam. Flaki z olejem..
Patrzę na to co się dzieje, automatyczne tagowanie na fb, słowa kluczowe, hashownaie rzeczywistości bo może patterny które się wyłonią będą użyteczne.
I jednocześnie poczucie życia w jakiejś krainie przejściowej, po tym jak informacje zaczęły być wszechobecne a przed tym zanim zaczęły być chronione. Czasami mam wrażenie że wszystko co piszę będzie kiedyś czytane przez jakieś różne boty, po kolei.
Wszystkie moje niekasowalne maile, wykradzione Googlom przez hakerów za kilkaset lat, sprzedawane będą na czarnym rynku razem z trylionami innych historii egzystencji przełomu dawnych wieków, stopniowo tracące na wartości w miarę jak odnoszą się tylko do zmarłych ludzi. Takie historie koiowane za kolejne bitcoiny odpisy i przetworzenia, wciąż zawierające jakiś ładunek emocjonalny, wciąż przegrywane z nośnika na nośnik po śmierci cywilizacji na jej wciąż rosnącym śmietniku zjadanym przez obce rasy dopóki nasze słońce nie zamieni się w supernową. Lub dopóki ktoś w koncu nie uzna że są bezużyteczne.
A i dużo, dużo wcześniej, coraz to mądrzejsze sztuczne sieci neuronowe będą przeczesywać te dane terabajty (na ten moment google ma 5033MB moich maili od 2005r + historia zapytań wyszukiwarki + historia linków na które wszedłem oferowanych mi przez googla + historia oglądanych filmów na youtube). Już teraz przez niezliczone szczeliny sieci 10^n botow szuka w publikowanym przez ludzi strumieniu patternów. Obecnie jest to wykorzystywane w celach marketingowych bo
Jedno zapytanie zwraca nam na przykład listę mężczyzn w wieku 18-23 roku życia, które w ciągu ostatnich 12 miesięcy poświęcili powyżej 64h na oglądanie filmów.
Co dopiero gdy zaczną się obliczenia na komputery kwantowe - czyli wprowdzających miniaturowe wersje reczywistości alternatywnych. Już teraz niektóre byty na tej planecie (ale kto tak naprawdę steruje botnetami) mogą mieć dostęp do informacji na temat więkoszści rzeczy o naszej przeszłości i aktualnych działaniach. A z samej historii kolejnych zapytań zadawanych googlom można wywnioskować też co zamierzasz zrobić, a być może nawet przewidzieć to co planujesz zrobić ale być może jeszcze twoje ja tego jeszcze nie wie.
A ci którym usawa daje prawo wpięcia się w strumień informacji który generuje poszczególny obywatel
Zapewne gdzieś pomiędzy w planach nia niedaleką przyszłość a wdrażaniem na masową skalę są systemy profilujące obywateli, mogą na przykład analizować odstępy czasu pomiędzy wysyłanymi emailami, tymi pełnymi złości i tymi pełnymi szczęścia.
Tych zawierających ideę i tych prowadzących do działania. Będzie kojarzyć geo-tagi naszej obecności z manifestacjami sygnatury naszej twarzy na dworcach kolejowych,
i będzie symulować naszą podróż pomiędzy pozycjami w wielowymiarowej przestrzeni stanów, próbując przewidzieć zachowanie przy obecności pewnych bodźców.
Może jestem a może mnie nie ma, może to tylko program superkomputera odtwarza moją symulację.
Znieść nie mogę całego tego chamstwa JP, i wieszanie psów na psach,
potworne. Ludzie, zrozumcie, Policja jest po
to żeby was chronić. Jeżeli czujemy się przez nich zagrożeni to jest źle (i najczęściej chodzi tu głównie o wadliwe prawo, np. karanie za posiadanie), ale jeżeli panuje klimat że JP, to poziom stresu zawodowego u panów policjantów też
wzrasta dramatycznie, i ktoś kto przez całą karierę jest uczony że każdy młodzieniec w kapturze będzie próbował go wykiwać, a podczas przemarszy zazwyczaj coś w kierunku Policji leci..... Zaufanie budować trzeba z obu stron. Ale jak
nie słyszę postępów w procesiach policjantów oskarżonych o pobicia obywateli, to mnie szlag trafia. Takie sprawy powinny
być priorytetowe, policjanci podejrzeni o tak poważne sprawy jak połamanie nóg, powinni być natychmiast tymczasowo aresztowani, szybko poddani procesowi, i w razie winy przykładnie ukarani. Jak obywatel może szanować funkcjonariusza jeżeli takie sprawy utykają gdzieś w sądzie?
Muszę iść już spać, więc jeszcze tylko jeden krótki komentarz. W debacie publicznej najłatwiej jest zająć stanowisko
ekstremalne, a bardzo brakuje głosu umiarkowanego, ale stanowczego i zdecydowanego.
No to może inna historia, z wczoraj. Wyciek dokumentu PDF z adresu, którego ostatnio niedobrze jest linkować, bo można niechcący złamać prawo.
Szykowany jest wielkia, ogromna powódź informacyjna, coś co rozerwie rzeczywistość taką, jaką znamy, zacznie ona bardziej przypominać strukturę atomu, coś rozwarstwionego na orbitach energetycznych, co może przyjmować postać dziejów na planetach. Rodzimy się gdzieś na gridzie czasoprzestrzeni, i odgrywamy w kółko na nową tą samą grę planszową, za każdym przejściem odkrywając kolejne struktury i wzbudzać je do istnienia powtarzalnym wyobrażaniem sobie.
Ale możemy też zostać niewolnikami wczepionymi do Matrixa jeżeli nie obudzimy się szybko z letargu
Uff ..Chyba trochę się zagalopowałem.
Najpierw może ta historia z początkiem kolejnego aktu w ten piątek z połowy lutego 2011. Nie pamiętam już co dokładnie zainspirowało mnie do przyłożenia ucha (w celu nasłuchiwania szumu) do tego akurat punktu internetu, ale postanowiłem przejrzeć nagłówki na slashdocie. Aha, już wiem, byłem ciekaw echa historii o wycieku 68000 wiadomości z pewnej firmy zajmującej się bezpieczeństwem sieciowym. No to może zacznijmy od początku tej historii, kiedy to amazon dość gwałtownie wycofał się z utrzymywania struktury ŁikiLiks po wybuchu cablegate. W odwecie tajemnicza organizacja cyberterrorystyczna składająca się z Anonimowej, bezkształtnej masy genialnych umysłów bez żadnej wyraźnej struktury, porozumiewającej się między sobą z użyciem komunikacji obrazkowej i krótkich wiadomości tekstowych (I okazjonalnych, spontanicznych manifestów pisanych przez natchnionych dla sprawy poetów).
Anonymous nie mają głowy którą dałoby się odciąć, ale walka będzie pewnie zacięta i niejedna głowa poleci po obu stronach konfliktu. W pewien sposób można by powiedzieć że są oni siłą niszczącą, tańczącym w szale i depczącym wszystko co można podeptać siwą, struktura jest bowiem oparta na najniższych ludzkich emocjach, i najpiewniej doczekamy się czasu kiedy nie będzie w Internecie już opcji Anonymous, dostęp do usług będzie odbywał się tylko na podsawie identyfikacji biometrycznej (O co naprawde naprawdę niedługo - poczekajcie na laptopy z kamerą z wbudowanym kinect)). Siła tej grupy polega na tym że nie ma żadnej grupy, nikt nie odpowiada za swój czyn, wola jest uwolniona, wystarczy tylko wprowadzić kilka osób w rezonans. Co większe fale potrafią przenieść się już daleko daleko poza internet.
Do tego dochodzi ciekawa statystyka, sugerująca że zjawisko będzie się to nasilać. Przestrzenią istnienia (nie przy okazji polecam Dying Nasa Scientist na youtube) tych form życia jest ludzki język, komunikacja, pojęcia, przemieszczają się pomiędzy przestrzeniami które dla nich tworzymy w wyobraźni. Żywią się intensywnością życia. Należy współpracować z tymi którzy umilą nam przejażdżkę ale starać się nie spędzać zbyt wiele czasu w towarzystwie tych, którch odwiedzamy odczuwając nieuświadomiony przymus.
Ale nie o tym miało być
Rządy, oraz Bankierzy, dla których gniew ludu będzie szczególnie bolesny, próbują manipulować zasobami pod swoją kontrolą w sposób, który ma zakrzywić przekaz, zdeformować muzykę którą będziemy słyszeć w końcu wszyscy. Zresztą już teraz prawie wszyscy słyszą już ją, ale tylko przez bardzo krótkie momenty. Raz na pół roku przez minutę, jeżeli trafiamy na dobry moment, słyszenia tej muzyki może dać po co żyć. Tak samo jak słyszenie jej, doświadczani tych błysków świadomości, całkowitej kontroli nad swoim życiem, ale także dużej kontroli nad otaczającą je rzeczywistością.
Potem była historia o młodym grafiku, z Grecji, który został aresztowany ponieważ imię i nazwisko na które kupił licencję Illustratora pokrywało się z tym które widniało na jednym z manifestów Anonymous. A jakiś tydzień temu świat obiegła notka, że szykowane są procesy przeciwko kilkunastu osobom odpowiedzialnym za zmontowanie armii ochotników uzbrojonych w nisko orbitujące działa jonowe, bombardujących serwery wybranego celu milionami pakietów wymagających odpowiedzi po którą serwer musi ustawić się w kolejce do bazy danych.
Oblężenie było szczególnie dotkliwe dla prestiżowych organizacji typu VISA które zablokowały transfer na konto ŁikiLiks. Nikt nie odważył się zaatakować amazona, który pod względem szerokości pasma którym dysponuje może się równać chyba z kilkoma tylko firmami, główni winowajcy bankowcy stracili przy okazji trochę twarzy, stąd z zaciekawieniem dalsze losy człowieka który przez dłuższy czas siedział na kanale IRC gdzie wydawane były rozkazy armii ochotników, i zagadywał ludzi, w końcu opracowując dokument, zawierający prawdziwe imiona i nazwiska, a często także profile facebookowe najbardziej aktywnych żołnierzy.
Nie trzeba było wiele czekać aby Anonymous powiedzieli 'sprawdzam' człowiekowi który podawał się za ich przyjaciela, a jednocześnie gromadził dowory dla FBI (duża część przychodów HBGary, firmy zajmującej się bezpieczeństwem sieciowym pochodziła od rządowych agencji federalnych).
Nie trzeba było wiele czekać zanim na siecio pojawił się Torrent zawierający archiwum wszystkich maili jego organizacji, jego konta, m.in. Twittera zostało zablokowane po tym jak zaczęły się na nim pojawiać wpisy nie pochodzące od neigo, zawierające dane osobowe jego dzieci, ujawnione emaile odsłaniały wszystkie karty jego gier w branży, innymi słowy użyta została przeciwnko niemu jedna z najstraszniejszych kar internetu. Jednocześnie, o ile dobrze rozumiem, upublicznione zostało część materiału zebranego przeciwko grupie, jakieś logi chatów, również te ujawniające tożsamość przyłapanych.
Na temat tej historii właśnie chciałem posłuchać Slashdota i tego co mówią inni profesjonaliści bezpieczeństwa na ten temat. Na trzeciej stronie nagłówków trafiłem jednak na coś innego. Dokument PDF (podobno pitch do Bank of America)
będący swego rodzaju analizą na temat ŁikiLiks, opisujący luźną strukturę osób odpowiedzialnych za ustawianie serwerów, bezpieczne przerzucanie/przemycanie paczek danych. Adresy, nazwiska, zdjęcia twarzy kilkudziesięciu osób pracujących nad samym rdzeniem projektu. Screenshoty ze specjalnych, dostępnych dla rządowych agencji programów, za jednym kliknięciem wyświetlających mapę ziemi z aktualnymi geolokacjami niesfronych jednostek i wizualizacją ich wzajemnej komunikacji. Jednocześnie wskazywano na brak sztywnych struktur i trudności z dotarciem do wszystkich, rozlokowanych w różnych krajach jednostek.
Następnie dokument opisywał słabości ŁikiLiks, takie jak bardzo duża wrażliwość na utratę reputacji, możliwość podrzucenia fałszywych informacji a potem wskazanie że oto haha, kłamiecie. Inną możliwością neutralizacji jest wskazanie na możliwość, że dane osób robiących przeciek mogą być kolekcjonowane, co podważyłoby zaufanie informatorów do tego medium. (I tego skrajnego braku zaufania do rzeczywistości, gdy jest zbyt wiele pozornie wiarygodnych źródeł sprzecznych informacji dotyczyła wizja z początku tego długawego posta).
Jako sugerowany wektor ataku na organizacje podano wykorzystanie faktu, iż wielu pracujących przy ŁikiLiks programistów ma również swoje prywatne kariery specjalistów od zabeczpieczeń, które chcieliby budować dalej.
No i to wszystko byłoby jeszcze takie stosunkowo do przejścia jako kolejny wymysł paranoicznych wielbicieli teorii spiskowych, gdyby nie to, że jeszzce tego samego dnia pojawiła się w sieci informacja, że były współtwórca ŁikiLiks, Daniel Bomscheit-Berg sabotował przedsięwzięcie poprzez zmiany w kodzie pozwalające namierzyć tożsamość uploadującego nielegalny materiał. Miałem uczucie dejavu jak to czytałem (nawiasem mówiąc rzuca to także cień zwątpienia na inicjatywę openLeaks, której jest inicjatorem)
I teraz uwaga, do wszystkich którzy myślą że ich to nie dotyczy:
Napisałem anonimowo komentarz na slashdocie wskazujący na dziwną zbieżność scenariuszy, podając link do dokumentu na który się powoływałem. Paręnaście minut później po moim poście nie było śladu. Został usunięty, razem z pięcioma innymi - jako oficjalny powód podane było (trzymajcie się foteli):
'Zgodnie z wprowadzonym niedawno prawem, dla osób zatrudnionych przez Amerykański rząd, klikanie na linki prowadzone do ŁikiLiks może doprowadzić do przekroczenia uprawnień w zakresie dostępu do danych tajnych, przez co mogliby oni niechcący złamać prawo za które można pójść do więzienia. Z tego powodu posty zawierające takie linki zostały usunięte. Z poważaniem, Administracja' (*
*) interpretacja wolna, cały powyższy tekst należy traktować z dystansem. Najlepiej od razu z pozycji innej planety. Nieco bardziej dokładne artykuły tu i tu i tu a najciekawsze chyba tutaj.
Kolejna porcja newsów z tematyki globalnego tremoru.
Wydarzenia ostatnich dni związane z wysoko zaawansowaną bombą znalezioną w paczkach UPS/FedEx lecących samolotem cargo składają się
w zatrważająco wyraźny obraz tego co może nadchodzić.
Ale przede wszystkim spójdzmy na kontekst, bo to niezmiernie istotne. w tym artykule .
&
nbsp; Niestety po tych deklaracjach nie trzeba było długo czekać zanim powers-that-be odpowiedziały ogniem - natychmiast znalazła się i bomba (dwa dni później?).
Pomimo sześciu godzin przeszukiwania samolotu, brytyjskim specjalistom nie udało się jej znaleźć.
Zadzwonili spowrotem do Dubajskiego wywiadu (skąd przyszedł pierwszy przeciek o bombie), mówiąc, że nie mogą nic znaleźć,
a Dubajski wywiad
odpowiedział im 'sprawdzcie w tonerach'. Sprawdzili w tonerach, bomba faktycznie była. I to nie byle jaka.
Użyty materiał wybuchowy był niewykrywalny konwencojalnymi metodami i wystarczyłoby go żeby samolot rozbić w trakcie lotu.
Paczki z bombami były adresowane do jednej z synagog w Chicago (choć słyszałem też wesję o Nowym Jorku).
No i gotowe
Kto by tam zwracał uwagę na protesty Yemeńskiego ministerstwa spraw zagranicznych które w oficjalnej deklaracji zapewnia że nie ma żadnych bezpośrednich lotów z Yemenu do Londynu, wg. dokumentów żadna przesyłka nie została nadana w tamtą stronę w ciągu 48 godzin przed znalezieniem bomby, a podpis 22letniej studentki z Yemenu której adres był podany jako adres nadawcy nie zgadza się z tym umieszczonym na pokwitowaniu nadania paczek (została już zwolniona z aresztu po udowodnieniu że miała miejsce kradzież tożsamości).
To się składa aż za bardzo. Wielka Brytania chce zwolnić tempo wojny z terrorem? No to mamy parę dni później kolejną bombe, która wcale a wcale nie wygląda na domową robotę Yemeńskich farmerów, zaadresowana jest do synagogi w Ameryce, bomby zostają znalezione w Londynie po naciskach z Arabii Saudyjskiej żeby jednak koniecznie sprawdzić w tych paczkach bo jakby nie znaleźli to by się akcja nie udała.
To jest prawdziwy terror. Nie ten kiedy zdesperowani ludzie w okupowanym kraju chcą pomścić swoich zamordowanych bliskich, tylko ten, w którym wywiady mocarstw wykorzystują swoje możliwości aby wzbudzić lęk w całych populacjach zachodu - i w ten sposób łamać ich opór, przyzwyczajać podróżujących ludzi do sytuacji kiedy oficer w mundurze obmacuje twoje ciało w poszukiwaniu nie wiadomo czego.
Tu warto dodać że nie licząc pojedynczych przypadków kiedy służby specjalne dostawały przeciek że np. ktoś będzie próbował wnieść bombe w podeszwie buta (i wtedy udawało się go złapać), nie jest znany żaden przypadek w którym przeszukanie pasażerów na lotnisku (którym poddawanym są miliony ludzi każdego dnia) wykryłoby kogoś wnoszącego na pokład bombę.
Oczy otwierają mi się z niedowierzania kiedy widzę prezydenta Obame mówiącego, że z konstrukcji bomby wynika, że zbudowały ją siły związane z Al-Kaidą. Tak, z całą pewnością, użycie nowoczesnego środka wybuchowego PETN produkowanego wyłącznie na potrzeby wojskowe, który niemożliwy jest do przygotowania w nawet najlepiej wyposażonej kuchni to całkowicie przekonywujący ślad prowadzący wgłąb Afganistańskich jaskiń.
W tej historii tak wiele rzeczy nie trzyma się kupy, że nawet w mainstreamowych mediach co odważniejsi dziennikarze zadają politykom pytania czy to aby nie prowokacja - sugeruje to że kompleks militarno-industrialny przestaje się już zupełnie liczyć z opinią publiczną - albo pali im się grunt pod nogami i musieli akcję przygotować na szybko, albo zbliża się jakaś większa akcja po której nikomu nie będzie się już chciało zadawać niewygodnych pytań.
I takich historii wypływa z dnia na dzień coraz więcej. W samej arabii saudyjskiej szczytem mody wśród opozycji jest dać się przyłapać z urządzeniem przypominającym bombe i pójść za to za kratki (są przesłanki by uważać że urządzenia te w istocie są budowane na komisariatach).
Ale ale, ktoś może powiedzieć, co nas obchodzi Dubaj i Ameryka, my tu w polsce mamy ważniejsze problemy typu kto był agentem a kto jest idiotą. Odpowiadam wam: nie dajcie się nabrać, i nie zwracajcie uwagi na mało istotne fakty w obliczu tych które mogłyby zachwiać obrazem sytuacji. Świadomość planety zaczyna się jednoczyć, a przez ignorancję w stosunku do spraw globalnych mogą się Polacy obudzić z ręką w nocniku.
Są dużo ważniejsze rzeczy od tego kto wygra następne wybory - na przykład to skąd będziemy czerpać energię następne 30 lat, a wielu spośród Was obywatele tak łatwo zawrócić w głowie za pomocą maszynki telewizyjnej, podającej w skrótowej formie paszę informacyjną, przetrawione, przepakowane, odsuszone, wystarczy dolać trochę wrządku i nasz światopogląd w proszku ładnie wpisuje się w nurt przejmowania się krzyżami w kontekscie dużo poważniejszych gier które toczą się nad naszymi głowami.
Komentarz dotyczyć będze złapanego ostatnio wirusa, nazwa kodowa stuxnet. Zainteresowani na pewno już sobie o nim poczytali, ale pragnę zwrócić uwagę na kilka ciekawych aspektów tej sprawy. Wirus ten nie był dziełem typowego hakera samotnika w walce on przeciwko światu. Nie był też obliczony na bezpośredni zysk typu kradzież numerów kart kredytowych, adresów emailowych czy kompromitujących zdjęć. W tym sensie ciężko nawet nazwać go wirusem, to raczej skomplikowana maszyna, system do przejmowania kontroli nad liniami produkcyjnymi, precyzyjne ostrze zaprojektowane do przebijania bardzo specyficznego typu zabezpieczeń, którego trucizna nie miała na celu niczego niszczyć, tylko zainstalować agenta z tyłu czaszki producentów elektroniki, mały, ledwie widoczny cień w siatce nerwowej macicy-matrycy z której wychodzą owe magicznie zdobione kryształy krzemu z których korzystamy tak często w naszym codziennym życiu.
Wirus miał strukturę modułową, można go było zaadoptować do zainfekowania i przejęcia fabryk różnego typu, ale fakt że odkryto go w sercu fabryki siemensa uważam za bardzo znaczący. Siemens produkuje cały zakres urządzeń różnego typu, ale jego podstawową działką jest telekomunikacja, telefony komórkowe, infrastruktura telekomunikacyjna, stacje bazowe, routery. I tu zaczyna się przerażająca część całej historii.
Oczywiście, mogło chodzić jedynie o szpiegostwo przemysłowe, o kopiowanie plików, schematów, kodu jaki przepływał przez linię produkcyjną - tu głównymi podejrzanymi byliby chińczycy mający prawo patentowe w głębokim poważaniu. Prawie na pewno pozwoliłby twórcom na natychmiasowe unieszkodliwienie fabryki na wiele tygodni lub miesięcy (a może i lat jeżeli robak dostał się także do backupów), na przykład w wypadku wojny albo w celu wywołania globalnego kryzysu. Jeżeli robak zainfekował zauważalny procent zakładów przemysłowych to można błyskawicznie położyć na łopatki ekonomię państwa niszcząc (formatując dyski) kluczowe zakłady przemysłowe.
Zasugeruję jednak jeszcze jedną koncepcję. Co jeśli celem, podstawowym zadaniem stawianym przed stuxnetem było nie wykradanie, nie niszczenie, ale modyfikacja produkowanych urządzeń. Co, jeśli ta znacząca siła dysponująca odpowiednim zapleczem technologicznym i finansowym, za cel postawiła sobie kontrolę nie nad samą fabryką, ale nad użytkownikami produkowanych przez tą fabrykę użądzeń?
Stuxnet ukrywa się metodami Rootkit a więc rozmiary infekcji nie są proste do rozpoznania bez zatrzymywania produkcji, a więc wyobraźmy sobie scenraiusz, w którym infekcja nie dotyczyła jedynie Siemensa, ale większości fabryk w tajwanie czy tajlandii. Wyobraźmy też sobie sytuację (bardzo prawdopodobną, dodam), że mocodawcy robaka bacznie przyglądali się pracy projektantów czipów telekomunikacyjnych, równolegle projektując alternatywne wersje tychże scalaków. Gdy główny projektant nowego mikroprocesora zapisywał plik z ostateczną wersją scalaka z przeznaczeniem do produkcji, do masowego wytrawienia w krzemie, nie mógł podejrzewać, że tylko pierwsza seria produkcji będzie zgodna z projektem, a po trzech tygodniach pracy linii produkcyjnej scalaki niespodziewanie zaczną zawierać dodatkowe układy nieznanego przeznaczenia. Tego typu modyfikacja mogłaby nie zostać odkryta nigdy. To mogłoby być wszystko. Od ukrytego mechanizmu samozniszczenia (patrz OPERATION STEALTH), aż do całkowitej, permanentnej inwigilaji, gdzie stacje przekaźnikowe telefonii komórkowej przyjmowałyby rozkazy nie tylko od operatora ale także od mocodawców Stuxa, pozwalając na podsłuchiwanie rozmów ministrów, biznesmenów, policjantów i sędziów.
Stuxnet zaprojektowany był żeby nie zostawiać śladów. Odkryto że istnieje, pracuje, jego serce bije, ale od jak dawna był tam obecny oraz zmiany które wprowadził do produkowanych przez Siemensa urządzeń nie zostały odnotowane w żadnych logach. Co dokładnie się stało nie dowiemy się pewnie nigdy, ale jestem pewien że holywoodzcy scenarzyści już podpytują swoich znajomych z loży po kątem symboli które byłyby właściwe do użycia w filmie na ten temat który zapewne pojawi się za jakieś trzy lata.
Update 19.10.2010 : nie wyszystko co sobie na temat stuxnetu wyobrażałem jest prawdą, niemnie jednak polecam przeczytanie: raportu Symantec.
Z ciekawostek z raportu o których nie wiedziałem pisząc tekst:
Dziury typu zero-day to takie, o których nie było w sieci żadnej publikacji zanim nie zostały odkryte 'na wolności' - to znaczy żaden z badaczy bezpieczeńśtwa sieciowego, żaden researcher sieciowych zabezpieczeń nie znalazł jeszcze takiej potencjalnej drogi włamania się do danego sytemu, ale metoda ta zostaje użyta do faktycznego włamania się tu czy tam. Wyobraź sobie że znajdujesz nową, nie odkrytą jeszczę dziurę w systemie Windows. Nie taką banalną, pozwalającą na zdalne zawieszenie komputera, ale taką poważną, pozwalającą na przejęcie nad nim całkowitej kontroli, ukryćie swojej obecności i modyfikcję plików sytemowych. Teraz wyobraź sobię, że zamiast napisać wirusa, przejmującego kontrolę nad światem i opanywującego komputery będące pod kontrolą windowsów 98, XP, Vista czy 7. A teraz przetań sobie wyobrażać i przyjmij do świadomości że w kodzie StuxNetu znaleziono kody wykorzystujące cztery różne, nieznane dotychczas błędy w windowsie pozwalające na przejęcie kontroli,i pomyśl jaką mocą dysponowali twórcy wirusa.
Badacze z symantec opisują też dosyć dokładnie poziom zaawansowania kodu sterującego robotami przemysłowymi - w dużym skrócie - wirus pozwalał przeprogramować linię produkcyjną tak, żeby roboty wykonywały dodatkowe czynności nie opisane w oryginalnym kodzie a jednocześnie ukryć obecność nowych poleceń tak, aby nie dało się znaleźć przyczyny ich odmiennego zachowania.
Ps2. Nie do końca też rozumiałem pisząc pierwotnego posta, to nie sam siemens zosał zaatakowany, ale wiele różnych zakładów korzystajcych z ich automatyki przemysłowej SCADA
123, 3 , 4, 5, 6
Na oficjalnym blogu poświęconym Arduino zamieszczona została wzmianka na temat mojego projektu AV-Brain - zapraszam do przeczytania tutaj: http://arduino.cc/blog.
Mam zwidy. Widziałem na WP.PL artykuł który głęboko mnie poruszył. Dotyczył zdjęć ze Smoleńska, wykonanych przez rosyjskie służby bezpieczeństwa po katastrofie.
"W ręce dziennikarza "Najwyższego Czasu" wpadło ponad 100 zdjęć wykonanych w miejscu katastrofy przez funkcjonariusza FSB. Zdjęcia te zdobył polski wywiad, a naszej redakcji przekazał je znajomy funkcjonariusz Agencji Wywiadu.
Najważniejsze zdjęcie zostało wykonane o godz. 12:52 czasu polskiego. Przedstawia zwłoki Lecha Kaczyńskiego leżące wsród szczątków rozbitego samolotu. Poza oderwaną nogą, zwłoki sa w stanie zbliżonym do nienaruszonego"
Co się nie zgadza? Rosjanie poinformowali o znalzieniu zwłok prezydenta RP dopiero o 16.00, były one też 'zmasakrowane'. Czekałem parę godzin ciekawy czy Gazeta.Pl podchwyci newsa, tak się jednak nie stało. Dziś rano próbowałem znaleźć ten artykuł na WP.PL. I zgadnicje co. Główne media zupełnie tą informację zignorowały, tak jakby dowód na to że katastrofa była zaplanowaną operacją rosyjskiego wywiadu nie zasługiwał na uwagę mas (choć być może ludzie u sterów doszli po prostu do wniosku że nie warto siać paniki). Zamiast tego, zupełnie znienacka, pojawił się temat zastępczy, krzyże.
Pewnie z terytorium kraju wygląda to nieco inaczej, emocje są podgrzane, największe oszołomy wypełzły ze swoich jaskiń i wywołane do odpowiedzi realizują skutecznie politykę odwracania uwagi, nie ma miejsca na rzeczową dyskusję. Z mojej perspektywy, osoby śledzącej wiadomości z kraju tylko na podstawie internetowych newsów wygląda to tak:.
29 lipca 2010 (?) ukazuje się wspomniany wyżej numer "Najwyższego Czasu" 30 lipca 2010 informacja zaczyna się rozprzestrzeniać po blogosferze - co prawda nie jest to w stu procentach potwierdzona wiadomość ale jeżeli to nieprawda to zawsze można zwołać konferencję prasową na której rzecznik wywiadu zdementuje pogłoski o zdobyciu zdjęć. Gdyby okazało się że to hoax wszyscy moglibyśmy spać nieco spokojniej. 01 sierpnia 2010 (nie jestem pewien tej daty) Informacja zostaje opublikowana m.in. na WP.PL. Następnie znika. 02 sierpnia 2010 zaczyna się powódź rozdmuchanych newsów na temat krzyża pod pałacem, i trwa
Sprawa krzyża na jakimś placu jest dla mnie osobiście zupełnie bez znaczenia - jeżeli ktoś ma ochotę przyjść tam się pomodlić (zakładam że przynajmniej jakiś procent zamieszanych ma intencje natury religijnej) to może sobie to robić - nie przeszkadza mi to, jeżeli potrzebują do tego jakichś zbitych desek to może można je przesunąć tak żeby nie przeszkadzały mjastu - albo i nie - w sumie sprawa jest dużo bardziej błacha niż np. afery przy masowym wycinaniu przydrożnych drzew w małych miejscowościach. Ktoś zdecydował jednak że sprawa jest z jakiegoś powodu warta rozdmuchania i tak przeglądając nagłówki dzisiaj (05 sierpnia) znalazłem ponad 20 (!) artykułów dotyczących krzyża. Kreatywność dziennikarzy robiących w oku tej sprawy zupełnie niepotrzebny szum sięga już poziom kuriozium, na przykład
'W Krakowie też spierają się o krzyż'
'Akcja obrońców krzyża. SMS: "Wznosimy nowy"'
'Zapowiadają, że będą bronić krzyża aż do końca'
'Jak będą chcieli mnie zabić, za ten krzyż życie oddam'
'PiS: krzyż powinien pozostać do czasu wybudowania pomnika'
'W obronie krzyża będą walczyć... na poduszki' 'Dziś dzięki krzyżowi wiemy, kto jest patriotą'
Po chwili szukania znalazłem mirror kontrowersyjnego doniesienia, można go przeczytać po kliknięciu na ten link. Radzę robić screenshoty bo może zniknąć.
PS. Gdy oglądałem słynny film z komórki nagrany po katastrofie który pojawił się na youtube zaraz po, zastanawiałem się co się teraz stanie z autorem - teraz podobno został zasztyletowany zaraz po katastrofie, po tym jak zgodził się na złożenie zeznań w Polsce, choć bardzo prawdopodobne że to nieprawda. Kilka tajemniczych śmierci miało jednak miejsce
Oraz z cyklu różne różniaste, rezydentów Gdańska i okolic zapraszam w najbliższy weekend, 9.10.11 lipca 2010 do gdańskiego Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia gdzie zamierzam zmyć z siebie trochę wiedzy. Warszaty mają charakter
otwarty. Wolno zadawać pytania.
Kolejne sześć miesięcy jak z bicza strzelił. Dziwne złożenie dwóch dat w mediach. Dzień do którego przenosili się bohaterowie powrotu do przyszłości, oraz rocznica zamachów w brytyjskim metrze (pokrywających się z cwiczeniami policji pod dokładnie tym samym tematem).
Z tej okazji news który nie szokuje a powinien, oraz adekwatny utwór muzyczny, polecam wytrzymać)
poczatkową minute i poświęcić ja na ustawienie soundystemu)> where's the bunker?
pieprzyć 'historical correctness' macie post z 2020
Posiadaczy w miarę współczesnych (na słabszych będą problemy wydajnościowe) telefonów opartych na Androidzie zapraszam do małej podróży do mojego świata. Ciężko jest mi w trzech słowach opisać 'co ta aplikacja robi' poza tym że gra dźwięk i ma fajny feeling, więc spróbuję nie rozpisywać się ZBYT mocno.
Punktem wyjścia było napisanie kolejnego (wersja czwarta albo piąta) silnika którego celem pierwotnym była symulacja temperatury w zamkniętym obiegu wody, na potrzeby wygenerowania na tej podstawie sekwencji kolorów, wysyłanej następnie za pomocą Artnetu do paska LED, zamontowanego w fizycznej makiecie elektrowni atomowej. Tak się złożyło że w ramach pracy pisałem już dwie takie elektrownie, i mój mózg podświadomie zaczął się tym problemem zajmować bardziej, przez co miałem w temacie garść wglądów.
Po wypróbowaniu szeregu diametralnie różnych metod uzyskania owej 'linijki kolorów' - od prób liczenia tego 'by the book' (kompletny overkill, bardzo skomplikowane równania różniczkowe, sam framework do liczenia tego byłby niezłym questem), poprzez symulacje bazującą na fizyce 2D, i dwie niezależne implementacje bazujące na rendererach cząstek (particlami z unity oraz bardziej customowym systemem cząstek, łatwo się robiło ale ciężko było utworzyć zamknięty obwód), przyszła pora na algorytm numer pięć, który opisać można dość prosto.
W dużym skrócie składa się z jednej tabeli liczb float[] które reprezentują umowną 'energię' jaką ma w tym miejscu chłodziwo (możemy traktować to jako temperaturę ale gdyby woda była bardziej ściśliwa to moglibyśmy też mówić o ciśnieniu), pozycja w tabelce to miejsce w przestrzeni - odległość 'według rury' dla której jest to wartość. Skrypt 'pompy', z ustaloną (i sterowalną przez gracza) prędkością przesuwa wartości 'w prawo' robiąc przeniesienie z końca na początek - wartości wirują więc z pewnym cyklem - ponieważ LEDów w pasku było około tysiąca, wyobrazić to sobie możemy jako zapętlony metrowy odcinek sznura, albo hula hop, albo taśmociąg w fabryce
Mając wirującą pętlę wartości możemy zacząć dokładać następne elementy. Pracować one będą (dla danego kroku symulacji) tylko na pewnym wycinku, okienku, wszystkich wartości, reprezentując miejsca w instalacji gdzie dzieją się istotne z naszego punktu widzenia rzeczy, takie jak (najprostsze) arbitralne dodawanie dowolnych 'grud' energii prosto z kosmosu (rdzeń reaktora który nie musi się nam z niczym bilansować), poprzez pasywne wychładzanie na spokojnych odcinkach, aż po bardziej interesujące operatory, takie jak np. wymienniki ciepła, które odbierają energię z jednego obiegu, i oddają do innego, z prędkością zależną od lokalnego stosunku temperatur w danym punkcie.
Mniej więcej na tym etapie miał miejsce bardzo istotny wgląd. Pomimo że pisałem to już parę razy wcześniej, zawsze dotychczas podglądy oglądałem w postaci strumienia koloru, a LEDy nie słyną ze zbyt spektakularnej dokładności odwzorowania barw (bardzo słabo sprawdzają się w zakresie niskich intensywności). Ponieważ wcześniej pracowałem w domenie koloru, wszelkie nakładanie było prowadzone w przestrzeni kolorów zoptymalizowanej pod zmieszczenie tego co się tam dzieje w wyświetlanym zakresie (zwłaszcza nic specjalnie ciekawego nie mogło się dać gdy po prostu renderowałem obiekty lecące sobie w przestrzeni). Gdy spróbowałem zrobić to na liczbach zmiennoprzecinkowych, i rysować wyjście za pomocą wykresu, okazało się że w symulacji pojawiła się cała masa detalu, którego albo wcześniej nie było widać albo po prostu go tam nie było.
Szybko okazało się że dodawanie energii gdziekolwiek szybko prowadzi do 'ucieczki' całego układu w kosmos tzn stopniowego gromadzenia się energii w chłodziwie prowadzącego do stopniowego osiągania przez nie temperatury wnętrza słońca, ale ponieważ pracujemy tu ze zwykłymi floatami, wystarczy sygnał znormalizować, wtedy zyskujemy stabilne okno pozwalające nam stabilnie obserwować kształt przebiegu pomimo tego że symulacja nie jest stabilna i ucieka nam w kosmos.
Oglądanie tych przebiegów błyskawicznie spowodowało wgląd drugi, brzmiał on mniej więcej tak:
"Hej, to wygląda bardzo mocno jak dźwięk, ciekawe jak brzmi".
W zasadzie - tysiąc ledów, tysiąc próbek w typowej ramce audio - co mogłoby pójść nie tak.
W tym miejscu wszechświat rozpadł się na dwie alternatywne wersje. W tej, która się nie wydarzyła, dalej pisałem symulator elektrowni jądrowej. W tej, w której jesteśmy, postanowiłem jednak posłuchać jak to brzmi, a brzmiało, przynajmniej na moje, niezwykle. Tzn tak jak zwyczajnie brzmi pracujący reaktor napędzający statek kosmiczny obcych, a nie jak metrowy pasek LED. Tzn może kolory zawsze tak brzmią ale dla mnie było to odkrycie.
Dokładając kolejne, modyfikatory (takie jak generator szumu, czy uśredniacz próbek (najprostszy filtr dolnoprzepustowy), działające strefowo (nie na całym strumieniu ale na jego pewnym wycinku) bardzo bardzo szybko zaczynają prowadzić do nietypowo zmiennych efektów (bo cały czas pracuje pompa, przesuwająca cały taśmociąg naprzód, niezależnie od szybkości odtwarzania. Przy okazji stworzenia generatora ewoluujących dźwięków typu DRONE (wysokość podstawową powinno dać się ustawić suwakiem po lewej stronie u góry) było to ciekawe i dość owocne ćwiczenie w budowaniu UI.
To tyle opisu, zapewniam że w aplikacji jest jeszcze parę rzeczy do odkrycia (oraz że nie ma w niej (tym razem) paskudnego wirusa kradnącego twoje dane.
Disclaimer: apka ma buga, który powoduje że jej stan zaczyna się stopniowo degradować, zaczynając od okolic minuty od włączenia. stopniowo suwaki przestają reagować - cóż - ulotność kreacji. Restartować i chwilę można się bawić. Wersja nie-mobilna może potem.
Starożytni bogowie prosili o plony w ofierze. Był to zwyczaj do którego powinniśmy niedługo powrócić. Rytułał wygląda tak, że przynosimy do domu trzy pomidory więcej niż zazwyczaj, trochę sera, trochę więcej chleba, mleka, i jakieś napoje. małą kostę zera, pół szklanki mleka, dwa pomidoy i sok pomarańczowy odkładamy w widocznym miejscu. Z pozostałych produktów robimy kolację.
Znalazłem w lodówce pojemnik soku pomarańczowego z Sainsburys, najtańszy możliwy sok, nie pakowany w typowe kartoniki ale w nieco
kwadratową plastikową butelkę. Pamiętam, że butelka stała tam także gdy dwa tygodnie temu w pośpiechu opuszczałem mieszkanie na
nieoczekiwany wyjazd do polski
Pamiętam, że już wtedy nie chciałem pić tego soku, bo wydawało mi się że stoi tam już za długo i że pewnie już sfermentował. Z butelki jednak szczególnie nie śmierdziało, nalałem trochę do szklanki, posmakwałem, i w zasadzie nie różnił się zasadniczo w
smaku od tego co prezentował gdy go kupiłem, czyli jakieś trzy i pól tygodnia temu.
Może o to chodziło więc mentorom ludzi poprzedniej epoki, pierwotnym religiom doradzającym ofiary,
abyśmy od czasu do czasu byli świadkami rozkładu produktów które spożywamy, w obawie przed żywnością modyfikowaną genetycznie,
prostu przesyconą konserwantami, albo wręcz produkowaną
w fabrykach w oparciu o opatentowane receptury chemiczne. Nieśmiertelna żywność
Ta tradycja obserwacji niestety została zniszczona przez kapłanów którzy zamiast oferować usługi w ramach korzystania ze świątyni rozbudzili
w sobie pragnienie posiadania, a w końcu ktoś wpadł na genialny pomysł używania pieniędzy w ramach ofiary, już nie dla bóstw, ale dla struktur kościelnych.
Żywność ofiarowana bogu to nie ta, którą oddajemy kapłanom, tylko ta, której zabraniamy spożywać siłom od nas zależnym, aż do momentu kiedy straci dla nas
przydatność do spożycia, wtedy należy zgniłego pomidora wyrzucić na świerzym powietrzu - niech wróci do życia
A w ramach podróży w przyszłość, gdy wracałem do londynu w poniedziałek, na korytarzu lotniska luton zauważyłem nową naklejkę z logiem czipa rfid
jakie mamy na paszportach od paru lat. Większość rodaków ustawiło się w kolejce do okienka imigracyjnego, zaciekawiło mnie jednak gdzie znikają pojedyncze
osoby bocznym przejściem z logo chipa i strzałką.
Po drugiej stronie czekał na mnie inny rząd okienek, przeszedł mnie aż mały dreszcz deja-vu. Okienka składały się z dwóch
bramek, drzwi do pierwszej otwierały się po przyłożeniu do skanera pierwszej strony paszportu, trzeba było stanąć na środku małej komory w której umieszczona tuż nad ekranem wydającym polecenia kamera porównała moje dane biometryczne z paszportu z obrazem mojej twarzy. Zrobiona z dwóch kawałków ciemnego plexiglasu ściana po lewej stronie ekranu rozsunęla się na boki, automatyczna śluza prowadząca do wielkiej brytanii wypluła mnie do hali bagażową lotniska.
20100120, kolejne i kolejne ładne daty 21212102 - jest też dosyć piękną konstrukcją, zaprojektowaną przez pewnego myśliciela zajmującego się badaniami nad psychodelikami, Tereneusza mcKenny. Coś ciekawego na pewno wydaży się z czasem, jeżeli praktycznie cały zachód będzie nerwowo
wyczekiwał nadejścia chwili zero. Od strony matematycznej fenomen jest w zasadzie dobrze opisany. Jedna z tych rzeczy jakie
nie mają sensu jeżeli nikt ich nie ogląda, jak dzielenie przez zero albo inne tego rodzaju osobliwości które spotkać można wszędzie gdzie zaczyna się dostatecznie długo patrzeć - po prostu zaczynasz widzieć przez tą rzecz na wylot więc efektywnie widzisz poza to.
Nadchodzące Święto będzie skoncentrowane na czasie. W zasadzie żadna chwila nie jest pod tym względem bardziej wyjątkowa niż jakakolwiek inna. Weźmy na przykład 1 lipca 1980 roku. Czas UNIXOWY (znany także jako POSIX) czyli liczenie sekundowych odcinków mierzalnego czasu. Zegar przekręca się około 130 lat. Ostatnio kiedyśtam niedawno też coś tam teges. Niby nic, bo geeków obserwujących to zjawisko było znacznie poniżej masy krytycznej, ale pomaga zrozumieć co dokładnie się wydarzy.
Jeżeli dalej będziemy mnożyć się wykładniczo to do 2012 będzie nas blisko 1*10^10, czyli bardzo dużo. Jeżeli choćby co dziesiąty człowiek spojrzał na zegarek w tym samym momencie i skoncentrował się na naturze czasu w momencie gdy wzskazówka zegara przekroczy punkt zero. Z perspektywy magicznej to okazja nie do powtórzenia.
Nic dziwnego że większość prekognitów nie potrafi spojrzeć poza ten punkt, prawdopodobnie na fali naszego zrozumienia czym jeseśmy sejsmograf zarejestruje jakaś aktywność.
ano właśnie, bo może dwa słowa na temat czym jest zegar? Zegar to mechaniczny mechanizm dzielący, bieże astronomiczny rytm naszej planety, jej obrót dzieli na 24 (jak midi clock nutę), potem każdą z godzin na 60 minut, a potem minuty na 60 sekund. Dalej już jest w układzie SI (dziesięć sekund, milisekundy, mikrosekundy), za wyjątkiem dat, ale to tylko podział planetarnego cyklu na 12 i niewiele poza tym.
A teraz wyobraź sobie, że stoisz na szczycie pobliskiego wzniesienia w zimowej kurtce i patrzysz na chmury rozświetlone słońcem, dookoła ciebie pełno ludzi. Jedni są weseli, inni są smutni, imprezę psują religijni oszołomi którzy naoglądali się filmów katastroficznych i ludzie którzy zabrali psy, ale ogólnie jest sympatyczne. Każdy wie dlaczego przyszedł, i ma w ręku przyrząd do odmierzania czasu, który jest już gęsty jak smoła, wibruje oczekiwaniem. Wreszcie, asymptotyczne zagęszczenie osiąga punkt krytyczny, i na naszych przyrządach do dzielenia czasu wyświetla się wreszcie tak długo oczekiwana liczba : 2012:12:21:12:21.
Ale oczywiście będą też tacy, którzy wybiorą inną datę, pewnie będzie kilka frakcji, np ktoś może uznać tą kombinację za arbitralną decyzję i z przekory świętować będzie 2012:12:29 albo jak zauważą co się dzieje to załapią się dopiero na 2012:21:12 i o 21:21 będą jeszcze w kolejce do klubu, oraz tacy którzy zaczną obchody już o 2012:12:12:12:12, czekając na 12 sekundę i patrząc jak ułamki milisekund przekraczają 0.121212121212 albo wręcz jeszcze wcześniej, o 0.11112222 w miarę jak zbliżamy się, osiągamy punkt zero. z 2012:12:21 12:12am sekund 12, robi się sekund 13, Potem 14. Potem robi się 2012:12:21 12:13 sekund 14 a pootem 2012:12:21:12 12:23 . chwile później jest już 2012:12:21:21, a dwie minuty później 2012:12:21 12:23 a potem 23:12, by za chwilę przekroczyć 12pm. Dwa dni później do imprezy dołącza obóz wierzący że dopiero 23 grudnia może wydarzyć się TO COŚ. Nerwowo odczekają do 21:12 i wyjdą z domu dopioeo o 21:23, zastaną nas obserwujących w zachwycie godzinę 23:21, i zanim wszyscy zdążą dobrze wytrzeźwieć zaczniemy rok 2013 tym jakże dumnym dniem pierwszego stycznia.
Prodigy.
Niejaki Jim Pavloff z Ukrainy opublikował tutorial na temat: jak złożyć numer 'smack my bitch up' zespołu The Prodigy w kilka minut w Abletonie. (
http://www.youtube.com/watch?v=eU5Dn-WaElI). Jak ktoś jeszcze nie widział to polecam, wstrząsające dla każdego fana tego zespołu. No ale nic, pomyślałem, Liam Howlett to geniusz, można mu wybaczyć że zrobił 'dla żartu' numer poskładany z innych kawałków i uszło mu to na sucho. Głęboka zaduma ogarnęła mnie jednak po obejrzeniu kolejnego takiego filmiku, tym razem kompilacja wykonana przez VJa Dominiona. http://www.youtube.com/profile?user=VjDominion#p/u/18/cbIFpDs_4TE, która otworzyła mi o czy że dla Liama sampling to nie tylko brejki czy wokale, to dla niego metoda pracy, i w zasadzie prawie każdy numer The Prodigy to w zasadzie
sprytny mashup hip-hopowych i funkowych sampli z dodatkami rejwowej elektroniki..
I teraz dochodzimy do prawdziwej zagwostki.
Co więc decyduje? Jaka jest różnica pomiędzy Ryśkiem z sąsiectwa skladajacy numery w Magic Musix Makerze, a Światowej Sławy Producentami?
Powiedzieć że żadnej to kpić z faktów, ale jak inaczej mierzyć wartość takiego czynu, skoro zwykliśmy pozbawiać go cech Aktu Sztuki. W kategoriach produktu? Sukcesu marketingu? Brand jako wartość? Cel uświęca środki? 'Jeżeli Ci się udało to znaczy że zawsze Miałeś Rację?'. Kuszące, ale myślę że rzeczywistość jest nieco bardziej pogmatwana.
Nie jedną pracę magisterską a i pewnie kilka doktorskich by się znalazło napisanych na temat sztuki mixtape, kultury remiksu, i re-cyclingu kultury, rozbudowy języka skojarzeń i zapożyczeń (słowo przez nikogo nie używane zanika), i w zasadzie powolutku powolutku mój wewnętrzny bunt przeciwko bazowaniu na cudzych pracach zaczyna słabnąć (nareszcie?), ale jeśli chodzi o produkcję to jedna rzecz nie daje mi spokoju. Chodzi mianowicie o licencje i udział pieniądza. Powiedzmy że jeszcze nasz projekt osiąga komercyjny sukces a wytwórnia w porę sypnęła groszem żeby opłacić procenty oryginalnym twórcą sampli. To jeszcze jakoś potrafię sobie wyobrazić, ale co z masami remiksów i cytatów jakie tworzone są bez ustanawiania prac. Czy zostaną usunięte z obiegu z chwilą gdy wejdą drakońskie prawa dostępu do Własności Intelektualnej? A może jeżeli nie mamy wykupionej licencji hurtowej na sample z danego źródła to w wersji 'darmowej' będą się odtwarzały tylko niektóre partie utworu? Trudno zgadywać.
Sprawa The Prodigy nie daje mi jednak spokoju ze względu na ilość godzin jakie w młodości spędziłem przesłuchując w kółko na magnetofonie kawałki z Experience, próbując odtworzyć je na prymitywnym syntezatorze jaki był w domu, a potem, gdy miałem już komputer analizując pod mikroskopem niemalże próbka po próbce fragmenty z The Fat Of Land, i próbując uzyskać podobne brzmienie z przypadkowych sampli. I co się okazało? Bardzo trudno jest uzyskać porównywalny jakościowo rezultat nie używając tych samych produktów. Trudno ugotować barszcz nie używając ziemniaków jak mawia ludowe przysłowie.
Sprawa TA jest jak widać poważna. Czy warto bowiem gonić jakikolwiek cel muzyczny bez pełnej determinacji do zrobienia każdego kroku niezbędnego do osiągnięcia sukcesu? Obraz który można zobaczyć przez te okulary jest iście depresyjny. Jak przyjrzeć się dobrze to taki czy inny sampel nie nagrany przez osobę podpisaną na płycie znaleźć można w tak wielu kawałków że istotne staje się pytanie autorstwa, i czy wogóle
można podpisać swoim imieniem cokolwiek w takiej sytuacji. Czy naprawdę muszę zainwestować w wielką szafę modularną żeby uczciwie wygenerować ładny sampel stopy perkusyjnej? Czy może trzeba się ograniczać tylko do grania na instrumentach akustycznych... oraz pisać własne utwory na te instrumenty, bez kopiowania sekwencji nut. Jeszcze gorzej jest gdy zaczniemy się zastanawiać nad tzw. prawami gatunku, i jak często gatunek, podgatunek, styl wewnątrz podgatunku zacieśniony jest już tak bardzo, że np. pewne gatunki psytrance (fullon, dark, progressive) prawie że nie dają się zagrać na innym zestawie dziesięciu próbek. W odległych rejonach naprawdę niszowej muzyki techno różnice pomiędzy kawałkami są trudne do wychwycenia nawet dla koneserów. Ściągnąłem ostatnio kilkadziesiąt setów schranzu z ONLY4TECHNO radio). Szybkie przesterowane łupanie z prawie całkowitym wykorzystaniem spektrum hałasu, dla laika jeydną szansą rozróżnienia kawałka jest rozpoznanie użytego sampla z filmu które czasami słychać w tych ułamkach sekund oddechu gdy uderzenie stopy i basu podcinane jest na kilka uderzeń filtrem górnoprzepustowym pod koniec szesnastego powtórzenia tej samej krótkiej pętli. Co ciekawe mniej więcej podobnie czuje się w odniesieniu do heavy metalu, którego jednak słuchać nie mogę.
Dokąd nas to wszystko prowadzi? Czy klasycznie rozumiana twórczość ma jeszcze jakieś znaczenie? Próbując znaleźć odpowiedz dochodzę do takich paradoksów że jedym rozsądnym wyjściem jest uznać pytanie za źle zadane.
Bo jak wygląda drugi koniec zagadnienia? Lubię czasmi spojrzeć na działalność artystyczną jako na tylko pewnego rodzaju aplikacji swojego zmysłu estetycznego do czynności którą się wykonuje a potem koncentracja na wykonywaniu tego rodzaju czynności gdzie zmysł ten zaznaje najwięcej pobudzenia. Skłonny jestem więc (nieco z przekory) za działania o charakterze artystycznym uznawać w zasadzie wszelkie działanie związane z formą którego bezpośrednim celem jest zysk duchowy. Gdyby bowiem chieć wprowadzać podziały na twórce i nie twórce w dzisiejszym świecie łatwo się natknąć na wiele nieścisłości.
Jeżeli wyjść z założenia że jakikolwiek kunszt jest konsekwencją narzuconych ograniczeń (poświęcę 10 0000 godzin na : naukę gry na skrzypcach, wyrób kolczug, treningi pływania, przesłuchiwanie dostępnej na winylach muzyki), i że artystę muzyka grającego na bębnie djembe poznamy po tym, że z bebna wydobywa się muzyka, a amatora stukacza poznamy po tym że będzie w beben stukał. A jednak być może ten stukacz poświęcił już na naukę stukania 500 godzin co jest bardzo trudne z zespołem downa. Ktoś może powiedzieć że po prostu człowiek niedorozinięty umysłowo nie może być artystą tak jak nie może być naukowcem. Kiedy liczba muz była ograniczona sprawa była jasna, jeżeli malujesz śwpiewasz, rzeźbisz, a twoje prace są szanowane - zaliczasz się do kasty twórczej. Tamy zostały już jednak dawno przerwane, sztuką konceptualną, rozdętym wideo artem, coraz to wymyślniejszymi performensami realizowanymi przez studentów Wyższych Uczelni Sztuk Pięknych. Liberalny ja skłonny jest więć przyznać miano POSTNOWOCZESNEGO artysty osobnikowi układającemu sobie wieczorem playliste na ipondzie na następny dzień, albo ziomowi wybierającemu na swoją komórkę dzwona. Tu jednak wracamy do kwestii gustu jako czynnika dominującemu i arysta jednego dzwonka reprezentuje tu niezbyt wysoką pozycję na skali w klasyfikacji ogólnej, można tu wręcz mówić o pewnym nadużyciu tego słowa.
Nieprzyzwoice długi tekst już wyszedł, ale jeszcze jeden na koniec przykład
Gdzie przebiega granica pomiędzy dyskotekowym puszczaczem muzyki a mistrzem turntablizmu. Gdzie przebiega granica pomiędzy remksem typu więcej stopy a remiksem typu gdzieś tam w tle słychać echa oryginalnego utworu. Kim jest fotograf architektury, jaki wpływ na całokształt ma gust kuratora wystawy, jaka wreszcie jest rola widza w spektaklu, czy bez widza wogóle możemy mówić o spektaklu. I wreszcie nasz ukochany kwantowy obserwator, nasze własne zdanie w tym temacie każe nam opowiedzieć się po którejś ze stron, a więc Liam Howlett tak, a rysiek nie bo go nie lubimy.
Bramy raju są otwarte, oświecenie jest na wyciągnięcie ręki. Zauważ, że potrafisz wyrzec się negatywnych emocji, podchodzić do ludzi bez uprzedzeń, obdarzać cud życia należnym mu szacunkiem, a twoje ego rozpłynie się w nirvanie, zaufaj nam.
20100120, kolejne i kolejne ładne daty mijają i nie dzieje się nic.
Czy aby napewno? Otóż nie, nie napewno, w istocie dzieje się całkiem sporo jeśli nakierować oko, ucho i przeglądarkę na odpowiednie rejony.
A co konkretnie? Nie jest tak prosto powiedzieć.
Żyjemy bowiem od jakiegoś czasu w przepowiadanym przez Huxleya nowym wspaniałym świecie, zalani informacją, rozrywką, mamy możliwość sprawiania sobie przyjemności na tak wiele różnych sposobów, że łatwo jest zapomnieć po co w zasadzie się tu przyszło. Możliwości stały się przecież oszałamiające.
Jesteśmy mózgiem, tkanką Gaji, jej organem wewnętrznym, nieświadomym funkcji w całości, nasze rozdrobnienie i podzielenie jest konieczną niedogodnością mającą na celu zwiększenie jej powierzchni poznawczej.
Nigdy nie miałem poczucia że wszystkie dobre rzeczy powinny się przytrafiać akurat mnie. Paradoksalnie, choć marzenia o tym żeby mieć to samo (lepsze) co sąsiad dobrze działają na motywacje, o tyle jeżeli ilość 'zasobów' o które toczy się walka jest ograniczona, to żeby coś mieć, to często trzeba zabrać to z puli rzeczy dostępnych dla innych.
I nie mówię bynajmniej o rzeczach materialnych. Weźmy na przykład pozycję w grupie. Taka czy inna - zazwyczaj jest do zdobycia tym czy innym kosztem. Często najprostszą metodą jest mówienie najgłośniej, mówienie najmądrzej, najdowcipniej albo z dobrym wyczuciem czasu należą do innych popularnych metod. O ile jednak toczenie słownych potyczek z dominującymi w danej grupie osobnikami może być połączeniem przyjemnego i pożytecznego (gdy uda się obnażyć szwy w ich myśleniu), o tyle wchodząc na scenę rozgrywek społecznych stajemy się chcąc nie chcąć graczami, i dylematem który często miałem jest - czy ktoś inny nie potrzebuje tej pozycji bardziej niż ja teraz, a może , czy w rogu nie siedzi jakiś cichy, wartościowy człowiek, dla którego jestem tylko kolejnym kogutem, pawiem zajmującym cenną przestrzeń myśli. Z kolei czasami potrzebna jest równowaga
siły a nawyki ucieczki ciężko wyplenić więc lepiej ich w sobie nie wyrabiać.